niedziela, 17 stycznia 2010

podsumowanie część III - cudze chwalicie...


Bright Ophidia - Set Your Madness Free

Inteligencja. To słowo natrafniej charakteryzuje najnowszy album białostockiego zespołu Bright Ophidia. Rozumne łączenie dźwięków i niewątpliwie olbrzymi talent kompozytorski powodują, że kilkadziesiąt minut muzyki, do której pasują takie szufladki jak progressive death, prog-metal czy po prostu alternative, są całkowicie pozbawione nudy. Wręcz przeciwnie, wielowarstwowe utwory dzięki zawiłej konstrukcji , pozwalają odkrywać się na nowo przy kolejnych odsłuchach. Daleko im przy tym do matematycznej nudy wirtuozów spod znaku Malmsteena czy Petrucciego. 

Nie wiem, czy kiedykolwiek słyszałem polski zespół, który w moim przekonaniu brzmiał jak udany kontynuator (nie kopista) mistrzów z niedawno reaktywowanego Cynic. Całość kojarzy się z amerykańskimi mistrzami jazz-death, ale jednak brzmi świeżo, żeby nie powiedzieć odkrywczo. Dość powiedzieć, że na jednym krążku słyszy się wpływy wspomnianego Cynika, Dream Theater, czy nawet grania w stylu Opeth.

Białostocką ekipę znam (choć tylko z nazwy) stosunkowo długo, bo czytałem o nich już w czasie premiery ich drugiego krążka. I może właśnie dlatego, kierowany jakimś sentymentem/ciekawością sięgnąłem po najnowszy album. Tylko czystym przypadkiem udało mi się trafić na prawdziwą perłę, która już w momencie premiery, zdaje się ginąć (przynajmniej moim zdaniem) przywalona setkami bardziej medialnych nazw i lepiej wpisujących się w rynek kompozycji. Jako, że mojemu zestawieniu towarzyszy misja popularyzatorska, ten album pasuje do niej jak ulał. SYMF to albym dla lubiących intelektualną muzykę. Nie rozkręci imprezy, nie obudzi w drodze do pracy, ale jeśli da mu się szansę pozostanie na długo w odtwarzaczu.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz