poniedziałek, 12 lutego 2018

Gładź po latynosku

Fractal - Unexpected Dynamic

Nie samym gruzem żyję człowiek... I w ramach death metalu jest miejsce na odrobinę zwolnienia i nienachalnych melodii. Jeżeli myślicie jednak, że polecam w tej recenzji album, którym zjednacie sobie przyszłego teścia, czy dobrze rokującą znajomą płci żeńskiej, to najpierw radzę zaserwować alkohol. I to raczej w pobudzającym wydaniu.

Tego typu estetyka ma to do siebie, że można jej zarzucać sztuczne wręcz ugrzecznienie. Perkusja nie jest chłostą po nagich plecach, a tylko smagnięciem szpicrutą. Miałem tak z Traced in Air zespołu Cynic. Świetny album, ale umówmy się, że nazwać takie granie ekstremalnym to jak porównać dobre porno do gwałcicieli dobrego smaku a la Grey. Konfrontowanie go z debiutem jazz metalowców z Florydy również nie wypada korzystnie.

Wytatuowany rękaw i tunele w uszach nie zrobią z mięczaka twardziela, ale dobre kompozycje i wyważone proporcje mogą sprawić przyciągnięcie uwagi. I choć słuchaniu na początku może towarzyszyć dysonans, bo to jednak nie to, co kocha się najbardziej, to kolejne wciśnięcia przycisku play są kwestią czasu. Egzotyki całości dodaje pochodzenie tego składu. Fractal są z Wenezueli. W dodatku w internecie wcale nie jest łatwo o informacje o nich.

W tym graniu przede wszystkim urzekły mnie sprawność techniczna muzyków i sprowadzone do minimum używanie czystych wokali. W przeważającej części materiał jest instrumentalny i to też jest atut. Nie ma efektu "gramy emo ale dla niepoznaki przyjebiemy growlem", co niestety u wielu bandów odrzuca mnie przy pierwszym odsłuchu.

Dla zainteresowanych cały album do odsłuchu na soundcloudzie.

Ocena: 9/10