niedziela, 22 marca 2015

Zaszyć się i zapić!

Odraza – Esperalem tkane

Z wiekiem doświadczenie podświadomie każe unikać marketingowych zagrywek i sztucznych zachwytów wywoływanych w celach komercyjnych. Dlatego sporo czasu minęło zanim zająłem się odsłuchem chwalonego z każdej strony debiutu Odrazy. Nie mogłem w nieskończoność odsuwać czegoś, co było nieuniknione. Tytuł albumu wraz ze wzbudzającą wymioty okładką sugerowały, że to nie byle co. 

Pierwszy raz piszę recenzję przy pierwszym odsłuchu. Zazwyczaj zajmuję się ocenianiem materiału, który znam na wylot, po co najmniej kilkunastu próbach zmierzenia się z całością. W przypadku odrazy pierwsze nuty dały impuls. Początkowe dźwięki pokazują, że recenzenci nie wciskają picu na wodę. Odraza to zdecydowanie najlepszy debiutant 2014 roku. Stawrogina i Priesta można słuchać w robiącym karierę na polskiej scenie blackowej MasseMord. 

Pisałem już na tym blogu o albumie cuchnącym na kilometr wódką i rzygowinami. Stillbornowi klimat udało się wywołać bez bezpośrednich odwołań, na Esperalem tkanych nawiązania są dużo bardziej dosłowne. Przede wszystkim kapitalne są teksty, wszystkie napisane w języku polskim. Wokal, mimo że wściekły i dynamiczny, wcale nie jest nieczytelny i żeby dotrzeć do warstwy werbalnej wcale nie trzeba sięgać po booklet. Intensywnie jest od samego początku. Niech się dzieje z rytmem wybijanym na werblu przywołał w mojej pamięci odległy już o ponad dziesięć lat debiut Vesanii słuchany namiętnie w liceum. W tekście pojawia się cytat z Kazimierza Przerwy-Tetmajera, a konkretnie z Eviva l'arte! Highlightem albumu jest opatrzony drugim numerem Wielki Mizogin:

Rdzawy świt
Estrogenem szyte sny
Cierpki rum
Lepki brzuch - Monotonia
Wielki grat
Mokry bat
Śmiech za strach
Wapno, piach - Monotonia

Następny w kolejce Esperalem Tkany zaczyna się spokojnie. Dużo się w nim dzieje, przez ponad dziesięć minut mamy przyspieszenia i zwolnienia, niczym w pijackim widzie środki wyrazu mają tutaj wyjątkowo dużą amplitudę. Najbardziej złe, agresywne i typowo blackowe są dla mnie Gorycz i Próg. Poprzedza je instrumentalna miniatura pt. Cicha 8. Wsłuchajcie się w zwolnienie w kawałku numer pięć. Też słyszycie to w tle?

Tam gdzie nas nie spotkamy, ostatni utwór albumu pozornie zupełnie nie koresponduje z obrazkiem zdobiącym płytę. Zaczyna się gitarowym motywem, który spokojnie mógłby być skomponowany przez Neurosis czy daleko nie szukając Tides From Nebula. Ciekawie pracują stopy, dwie ścieżki gitar długo wymieniają dźwięki budując raczej ciepłe, dające nadzieję myśli. Tekst deklamowany przez Stawrogina pozostawia wiele niewiadomych. Czuć w tym zdecydowanie awangardowy powiew, ale nie taki z aromatami wystylizowanych wąsów i modnych ubrań.

Tam, gdzie nas nie spotkamy
Nie z “popiołu” dziś, lecz z “woli” jutro;
Tam, gdzie nas nie spotkamy
Noc nie kończy się nocą, lecz dzień dniem zaczyna;
Tam, gdzie nas nie spotkamy
Melancholia się nami nie nażre;
Tam, gdzie nas nie spotkamy
Z bruku podniosła się chęć i roztarła miasto.

Polski black metal staje się po death metalu z lat 90. staje się poważną siłą, marką na światowej scenie. Trudno mówić tu o towarze eksportowym, bo jednak black metal w prymitywnym, kaleczącym psychikę wydaniu nigdy nie stanie się dobrem komercyjnym. Obok Furii, Morowego i MasseMord pojawia się nowa wyśmienita załoga z Krakowa. Raczej nie konkurent, bo czytając wypowiedzi Priesta i Stawrogina można odnieść wrażenie, że kariera Odrazy nie zakłada wyścigu po sukces. Może skończy się już po pierwszym albumie?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz