wtorek, 25 września 2012

Spływając z deszczem

Celtic Frost – Monotheist

Publiczność zawsze najlepiej pamięta tych artystów, którzy opuszczają scenę będąc u szczytu sławy. Czasami koniec kariery wymusza śmierć muzyka, nieszczęśliwy wypadek. Czasami decyzja jest świadoma. The Sentenced nagrali nawet pożegnalny album tytułowany pogrzebowym. Jeszcze zanim zacznę rozwodzić się nad przyczynami rozwiązania Celtic Frost muszę przyznać, że pozostawienie albumu Monotheist jako ostatniego słowa, to świetne posunięcie.

Z Celtic Frost nigdy nie było mi po drodze. Najpierw miałem problem ze znikomą przystępnością materiału, później zdecydowanie skoncentrowałem się na eksploracji death metalu. Kiedy wychodził Monotheist byłem całkowicie pochłonięty absorbowaniem najnowszego wydawnictwa zespołu Tool pt. 10 000 days. Materiał Szwajcarów słyszałem raz, może dwa, ale nie rzucił mnie wtedy na kolana. Jak zwykle w wypadku kiedy płyta jest powszechnie chwalona mój gust muzyczny aktywował mechanizm obronny. Dopiero 6 lat po wydaniu piątego krążka Celtic Frost zagościł na dłużej w moim odtwarzaczu.

Dziś, z perspektywy czasu, mogę z całą pewnością uznać Monotheist za genialny album. To Mega Therion i Into the Pandemonium wniosły sporo do rozwoju ekstremalnej muzyki, od black przez death aż po gotyk. Na Monotheist jest styl wypracowany przez lata plus widoczne gołym okiem inspiracje. Słyszę tu Swans, Killing Joke, a w niektórych momentach nawet Tool.

Utworem, któremu należałoby poświęcić nieco więcej miejsca jest ObscuredMój faworyt urzeka hipnotycznym motywem gitary wzmocnionym głębokim, chłodnym wokalem, który przywodzi na myśl trochę Davida Bowiego, ale przede wszystkim lidera Sisters of Mercy Andrew Eldritcha. Warriora w tym kawałku wspomaga śpiewem znana z późniejszej współpracy z Triptykonem Simone Vollenweider.

No, no, no, no
And I think that I'm all alone.
I can feel the rain pull me down again.
No, no, no, no
And I know that I have no home.
I can feel the pain take a hold again.


Celtic Frost, Obscured

Album jest zakończony tryptykiem składającym się z części zatytułowanych Totengott, Synagoga Satanae i Winter (Requiem, Chapter Three: Finale). Pierwsza ma klimat dokonań Limbonic Art. Diaboliczna atmosfera i opętana recytacja w stylu Golluma. W drugiej gościnnie głosu udzielili Satyr i Peter Tägtgren. Trzecia część tryptyku to jak tytuł wskazuje pożegnanie. Requiem dla Celtic Frost. Pożegnanie godne mistrzów. Przyczyny rozstania w ogóle nie powinny nas interesować.

1 komentarz:

  1. Fenomenalna płyta. Nie bałbym się stwierdzenia, że to najlepszy album Celtic Frost.

    OdpowiedzUsuń