poniedziałek, 17 września 2012

Satanizm i Voodoo – Shadow Man!

Pamiętam dokładnie dzień, w którym pierwszy raz usłyszałem o tej grze. To było jesienią 1999 roku, kiedy kolega kupił miesięcznik Świat Gier Komputerowych. Na dołączonym do gazety CD było m.in. demo gry Shadow Man. Przyciągnęło naszą uwagę tajemniczością i mroczną atmosferą. Demo po wielu próbach udało nam się przejść. Na tym się skończyło, bo internet nie był wtedy tak powszechny, a gry zbyt drogie na nasze możliwości. Nawet piraty nabywane przez niektórych z naszych kolegów na targowisku w Poznaniu.

Oprawa graficzna, nawet biorąc poprawkę na rok powstania  gry, nie powala. Siłą gry jest klimat budowany przez rozbudowaną symbolikę pojawiającą się na każdym kroku. Początkowo rozgrywka toczy się na dwóch płaszczyznach – w świecie rzeczywistym i w świecie cienia. Z czasem główny bohater pozostaje głównie w strefie śmierci. Pozwala to na używanie przedmiotów i umiejętności niedostępnych w rzeczywistym świecie. Mroczne dusze, które zbiera poszukujący swojego brata Micheal LeRoi to demony, które tworzą jedność pod postacią Legiona. For We Are Many, biblijny cytat (Mk 5,1-20), o którym  wspominałem niedawno  przy okazji opisu muzyki deathmetalowego Requiem, pojawia się w grze wyjątkowo często.  

Nie jestem typem gracza. Z różnych względów gry, w które namiętnie grałem można by policzyć na palcach obu rąk. Jedną część moich zainteresowań, piłkę nożną, rozwijałem grając w Championship Managera. Do dziś grywam w tę grę, w wersji 2001/2002. Być może powstanie tekst i o niej na drugim z moich blogów. Pasję muzyczną reprezentują wśród gier Diablo i właśnie Shadow Man. Jeżeli ktoś potrafił przenieść okultystyczne, diaboliczne drugie dno muzyki metalowej na przestrzeń wirtualną, to chyba właśnie twórcom tej gry. Jest tu i bluźnierczy, trywialny satanizm Deicide, mocne rąbnięcie Cannibal Corpse, jak również tajemniczy, wiejący chłodem Celtic Frost. A skoro główny bohater jest z Luizjany, to może również Down?

Chwytając się takiej tematyki, ocierającej się o prymitywny satanizm, mieszającej wątki biblijne z magią voodoo i życiorysami seryjnych morderców, łatwo dotknąć granic kiczu. Siłą Shadow Mana jest jednak jego wielowymiarowość, dokładne przedstawienie świata, w którym porusza się Michael LeRoi. To nie jest jedna z tych gier, w których każdy filmik, czy tekst opisujący nowe zadanie można pominąć. To nie jest możliwe, bo i przy wnikliwym badaniu materiałów zbieranych w trakcie gry niektóre momenty  są wręcz niemożliwe do przejścia. Nie będę udawał, że całą grę przeszedłem całkowicie sam. Jest sporo poradników w internecie, również na youtube, co tylko dowodzi, jak popularna jest ta gra. Ja polecam tekstowy poradnik, jeśli ktoś zdecydowałby się zagrać i szkoda mu pół życia na zebranie wszystkich elementów niezbędnych do starcia z ostatnim bossem.


I am the Lord of Deadside!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz