środa, 26 września 2012

Na zakupach – klasyka z dodatkiem nowości

Metallica w najmocniejszym składzie
Jak mówiłem, jesienią rozpiera mnie energia. Pojawił się ostatnio cykl Na Fali, teraz pojawia się nowy typ wpisów, w którym będę prezentował kolejne elementy nabywane w celu zagospodarowania regałów. Na razie z płynnością finansową ok, więc jest szansa na częste posty w kategorii, którą nazwałem Na zakupach.

Metallica – Ride the Lightning

Jestem sentymentalnym człowiekiem. Wspomnienia mają dla mnie ogromne znaczenie. Metallica, to dla mnie początek doświadczeń z mocną muzyką. Magiczna niebieska okładka z krzesłem elektrycznym i piorunami na zawsze pozostanie dla mnie ważna. Ostatnio przypomniało mi się, że pierwsze odsłuchy były pozbawione For Whom the Bell Tolls. Po prostu nagrywającemu zbrzydła ogrywana do bólu piosenka.Mój faworyt to nieprzerwanie Fade to Black. W ostatnim czasie kompletuje klasyczne nagrania Hetfielda i spółki. Do pełnej czwórki wielkich albumów brakuje mi w tej chwili tylko debiutu.

Przy okazji polecam świetny wpis z blogu Radiomuzykant, który zwiększył mój apetyt na słuchanie Metalliki.

Body Count – Body Count 

O rapcore'owej ekipie z Los Angeles szykuje większy materiał, więc na razie nie będę się rozpisywał. 22 zł za album genialny, który czaruje od pierwszego słuchania to żadne pieniądze. Ice-T pokazuje konserwatywnemu środowisku fanów metalu jak czarnoskórzy muzycy grają mocną muzykę. Kto nie zna ten trąba! A jako ciekawostkę dodam fakt, że w czasie, kiedy zastanawiałem się z czym ostatecznie wybiorę się w kierunku kasy płyty swoim fanom podpisywał Peja. Ten sam, który na łamach Metal Hammera chwalił się gościnnym występem na koncercie Body Count w USA.

Dream Theater – A Change of Seasons

Do Dreamów wracam co jakiś czas i nigdy nie żałuje. Nie śledziłem uważnie albumów po Train of Thoughts, ale być może przejdę się na ich koncert, kiedy kolejny raz przyjadą do Polski. A lubią nasz kraj bez wątpienia. Zmiana pór roku ilustrowana ich muzyką to na pewno nie jest ich opus magnum, ale mam do tego krążka wielki sentyment. Szczególnie lubię go w wydaniu koncertowym, obowiązkowo z obrazem. Ale o tym pisać się nie da, to trzeba samemu zobaczyć.


Testament – Souls of Black

Testament  wraca na metalowy piedestał. Jest ich pełno w prasie, w linkach wrzucanych na facebookowe ściany. Ostatni album chwali się stadnie, mnie też udzielił się entuzjazm i długo rozmyślałem nad zakupem Dark Roots of Earth. Wygrało jednak skąpstwo i chęć odkurzenia klasyki. Na allegro wytropiłem za niecałe 20 zł Souls of Black. Wprawdzie to tylko dodatek do pozycji niżej, ale zakupowi i tak towarzyszyło uczucie spełnionego obowiązku wobec Testamentu.

Andrzej Rudy (fot. cologne-info.de
W ramach internetowych zakupów trafiłem jeszcze na film o Ajaksie Amsterdam, który swego czasu zrobił na mnie ogromne wrażenie. Ajax: Daar hoorden zij engelen zingen, bo o nim mowa, będę wkrótce recenzował na drugim z moich blogów goldoszatni.blogspot.com. Świetny film od środka pokazujący funkcjonowanie amsterdamskiego Ajaksu w kryzysowym momencie, jakim był sezon 1998-1999. Na ekranie zobaczymy przez chwilę m.in. Andrzeja Rudego. Dłużej można oglądać pukającego do drzwi wielkiej kariery Cristiana Chivu. Uważne oczy wypatrzą wśród dzieci z akademii Ajaksu takie nazwiska jak John Goossens, Jeffrey Sarpong czy Gregory van der Wiel.  

Andrzej Pilipiuk  – 2586 kroków

Wreszcie, ostatni element wzbogacający moje regały to książką Andrzeja Pilipiuka, 2586 kroków. Czytałem już sporo tego autora. Zacząłem oczywiście od cyklu o Jakubie Wędrowyczu. Zabawa z tym bohaterem okazała się przednia, zabrałem się za inne książki, ale z różnych powodów musiałem wyhamować. Antologia opowiadań wydana przez Fabrykę Słów w 2012 roku szybko mną zawładnęła. Jest tu wszystko to, co uwielbia się w Pilipiuku. Alternatywne wizje historii, nieszablonowy humor i wartka akcja. Motywem przewijającym się w większości opowiadań jest zaraza. Zarówno w formie potów angielskich w XIX-wiecznej Norwegii, jak i masowych chorób popromiennych w czarnobylskiej Strefie. Następny w kolejce już czeka Szewc z Lichtenrade.

2 komentarze:

  1. Też lubię wracać do Dreamów i na pewno, jeżeli przyjadą do Polski, wybiorę się na ich koncert. Tak myślę, że muszę też przeczytać te 2586 kroków :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Fajne zakupy.

    Ostatnio w lubelski Media Markt była fantastyczna wyprzedaż: Biohazard "State Of World Adress" za 22,98, Ministry "Psalm 69" w tej samej cenie. Dodatkowo jedna z płyt My Dying Bride za 26 zeta. Można było pogrzebać jak ktoś miał braki w dyskografii.

    OdpowiedzUsuń