wtorek, 27 lipca 2010

potop szwedzki


Entombed - Uprising

Bardzo przyjemne jest stopniowe zdawanie sobie sprawy, że album którego słucha się od pewnego czasu, powoli wchodzi do kanonu ulubionych dźwięków. Ostatnie czasy upływają mi pod znakiem powrotu do szeroko rozumianej klasyki. Były dni Pink Floyd, wrócił Death, a teraz zapętliły mi się w odtwarzaczu albumy Black Sabbath i wcale nie tak odległe od kwartetu (tylko 1970-1978!;)) z Birmingham płyty Szwedów. W kolejce do opisania pozostaje długograj innego skandynawskiego zespołu, ale on nie wyzwolił we mnie takich emocji jak niespełna 44 minuty Uprising. Mogę zaryzykować stwierdzenie, że obok Mastodona i Danziga pojawił się kolejny zespół, na którego koncert jestem w stanie wydać każde pieniądze.

Po szóstego długograja Szwedów sięgnąłem niejako z obowiązku, by uzupełnić luki w wiedzy na temat dyskografii zespołu. Po ostatnich tygodniach, które utwierdziły mnie w przekonaniu o wielkości Wolverine Blues i pozwoliły na nowo odkryć Left Hand Path i pokochać Morning Star, starym zwyczajem zacząłem zgłębiać resztę. Pierwszym krokiem było Powstanie, chwalone na łamach czasopisma muzycznego, które swego czasu często czytałem.

Zetknięcie z albumem z 2000 roku spowodowało, że pewnie szybko nie poznam reszty dorobku L. G. Petrova i spółki. Uprising całkowicie zdominował mnie, zmiażdżył i przytłoczył. Nie wiem kiedy ostatnio słuchałem tak często jednego longplaya. 

Zaczyna się bardzo ciekawie (to już tradycja - płyty z dobrym otwieraczem mają drogę otwartą by zostać przeze mnie docenione), Seeing Red od pierwszego przesłuchania daje się zapamiętać, a z każdym kolejnym odsłuchem dodatkowo sporo zyskuje. Drugi kawałek, Say It in Slugs, wcale nie zwalnia, wręcz przeciwnie, jest chyba obok zamykającego krążek In the Flesh najlepszą kompozycją na Uprising. Odsłuch drugiego w kolejności utworu zafundował mi spory ból głowy. Mogłem przysiąść, że bliźniaczo podobny riff gdzieś już słyszałem. Z Entombed miałem do czynienia wieki temu i raczej dopadłem tylko LFP, WB i Inferno, więc na pewno znałem tę melodię z innego źródła. Po całym dniu męki okazało się, że Cavalera Conspiracy zbliżyła się do riffu Szwedów w kawałku Must Kill. 

Co o samej muzyce? Dużo punkowej energii, czyli prosto, szybko i do przodu, a wszystko to polane korzennie deathmetalowym szwedzkim sosem. Sporo chwytliwych, ale nienachalnych melodii, plus wspaniały głos Petrova. Skład zespołu jeszcze pięcioosobowy, z basistą Jörgenem Sandströmem z wielkiego Grave. Do tego nieskomplikowana oprawa graficzna przywodząca na myśl The Misfits. Wielką zagadką pozostaje fakt, jak już rok po tak świetnej płycie tak udało się stworzyć kolejne arcydzieło - Morning Star?

1 komentarz:

  1. Yo Panie Kamile!
    Przeczytałem - nawet zobaczyłem na youtube, ale to nie to co lubię najbardziej. Ale muszę przyznać, że recenzje płyt są bardzo przyzwoite - pisz dalej, a się gdzieś załapiesz. Absolutnie poważnie.
    A tak na marginesie - zapraszam na mojego bloga http://swiatjezykow.blogspot.com/.
    Jak byś np. chciał jakieś guest posty napisać (z linkiem do twojego bloga, żeby więcej ludzi go odnalazło - ostatnio się w te rzeczy wkręciłem ) to daj znać.
    Stay strong!!!

    OdpowiedzUsuń