Noc, po której nie trzeba wcześnie stać. Przede mną naście niedoczytanych książek i setki płyt, których przesłuchanie będę odkładał w nieskończoność. Postanowienie niejedzenia po 20 przegra za jakiś czas z przekąskami zapijanymi kawą ugotowaną w macedońskiej dżeźwie. Chyba, że ręce będą zajęte.
Attila Csihar jest niepowtarzalny. Można go wielbić za kultowe De Mysteriis Dom Sathanas, można nie znosić (jak ja) za przebieranki, w których dość często przybiera wygląd dresiarza z disco bandu. W duecie z wielką Jarboe niszczy. Posłuchajcie sami.
Dino Merlin męczy mnie już ze dwa lata na czołowym miejscu w Polecanych programu last.fm. Nie mam pojęcia, co on tam wypitolił w swojej karierze. Wiem, że jest kultowy na Bałkanach, jak u nas Krzysztof lubiący wpadać do Suchego Lasu. Last podpowiada, że jego hit to:
Tak swoją drogą nie spodziewałem się, że śpiewa po angielsku.
Kawa musowa. A przy kawie odświeżamy hit, który już kiedyś tu przedstawiałem. Z Edo Maajką i jego Qashqaiem poznałem się na ulicy Grada Vukovara w Zagrzebiu. Tak mi się przynajmniej wydawało ;)
Tempo nieco zwalnia. Wspominałem o książkach, które mam zamiar dokończyć. Jest to trudne zadanie, bo co jakiś czas przytrafia się jakieś czytadło w stylu Cobena, które wciąga, ma xxx dalszych części, itp. A ja lubię tak całościowo. A jak jeszcze film na podstawie książki jest w kinie, to tym bardziej trzeba tę pozycję przeczytać. Na tapecie ostatnio miałem biografie Mirosława Okońskiego autorstwa Radosława Nawrota. Teraz czytam wcześniejszą biografię napisaną przez Ryszarda Chomicza. To, co udało mi się skończyć i to, czego być może nigdy nie skończę, możecie zobaczyć tu i tu.
Prasa na miesiąc październik już zakupiona. Z lektury TR dowiedziałem się o nowej płycie Acid Drinkers. Ponoć ma być bardziej czadowa. Singiel już w necie jest. Old Sparky czyli opowieść o krześle elektrycznym. Ukłon w stronę Kinga i jego Zielonej Mili?
Noc jest ciemna, więc wkraczamy z klimatem. Ciężki kaliber, czyli Brian Williams bliżej znany jako Lustmord. Heresy to dzieło absolutnie wybitne, kto nie zna ten trąba. A wstęp do tego albumu jest tak ponury, że siedząc przy komputerze na Osiedlu Kraju Rad można się przenieść w zaśnieżone Himalaje. Aż czuć smród potu Yeti.
W ciężkim klimacie są też inni królowie. Długo przekonywałem się do nich, ale trzeba przyznać, że mają swój styl, który potrafi przemówić do słuchacza. W dobie mp3 i muzyki słuchanej w biegu nie mają prawa bytu. Sunn O))) zamknie niczym klamra pierwszego sobotniego freestyle'a na tym blogu. Zaczęło się od akcentu węgierskiego, zakończy również na nim. Attila współpracował z doomowcami z Seattle wielokrotnie przy okazji występów na żywo. Metal for monks moi drodzy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz